"Acz bywały i wpadki. Kiedyś, chyba na rewolucję w spółdzielni inwalidów, jakiś aktor mi się spóźnia i ja sam muszę jakoś zapchać czas. Wpadam na pomysł, że będę deklamował „Komunę Paryską” Broniewskiego, informuję o tym akompaniatora (chyba był nim Janusz Bogacki, choć często akompaniował też Krzysiek Knittel) i mówię, mu, że po każdej części poematu (a składa się
on z dziewięciu części w różnych stopach metrycznych i systemach rymów), by grał Międzynarodówkę.
I zaczynam:
„
Słuchając, usta zatnij,
czoła nie zniżaj.
Oto opowieść o dniach ostatnich
Komuny miasta Paryża.”
Kończę pierwszą część słowami:
Nim chmary żołdactwa runą,
nim przejdą po naszym ciele,
na barykady, Komuno,
do broni, obywatele!"
I daję znak w stronę fortepianu. Rozbrzmiewa Międzynarodówka, czyli wszyscy muszą wstać.
I wtedy orientuję się, że prawie połowa z obecnych na sali nie ma nóg…
Pech nas zresztą u tych inwalidów nie opuszczał, choć akurat zarabialiśmy tam wyjątkowo świetnie. Innego bowiem razu nawalony jak stodoła Maciek Zembaty niezgodnie z programem zaśpiewał dla tych nieszczęsnych niepełnosprawnych ludzi „A on klekotał i dzwonił łańcuchami/Piszczelem w piszczel uderzał rytmicznie/Kłapał zębami jak kastanietami/Był wprost wspaniały, taki dynamiczny/I wdzięku w sobie posiadał tak wiele/ Że pomyślałam – no, no, jak na szkielet.”. A potem jeszcze zaintonował inną – o Kadłubku! Musiałem go prawie kopniakami zganiać ze sceny." - fragment książki.